Kuba, informacje praktyczne dotyczące podróży na Wyspy Karaibskie, planowanie pobytu, ciekawostki o Kubie.Kuba jest jedną z największych Wysp Karaibskich i jednocześnie najbardziej znaną ze względu na swoją bogatą historię. Wyprawa na Kubę to powrót do przeszłości. Jest to miejsce, gdzie czas się zatrzymał, a życie toczy się swoim własnym torem, jakim nam - Europejczykom
Koszt wynajęcia skutera na 24h w Cubacar na chwile obecną (sierpień 2017) to 35 CUC (1 CUC~1 USD). Przy wynajęciu daje się depozyt 50 CUC, który, jeśli zwrócimy jednoślad w stanie, w jakim go dostaliśmy, niezwłocznie jest zwracany. Cena benzyny 94 (tej lepszej, którą każą lać do skutera) to 1,20 CUC za litr.
Internet na Kubie to punkty wifi usytuowane zazwyczaj w centrach miast i w hotelach. Aby połączyć się z siecią potrzebujemy jednak login i hasło, czyli dosłownie kartkę na internet. Kartki dostępne są w biurach ETECSA (Empresa de Telecomunicaciones de Cuba S.A.) i kosztują 1 $ za 1 szt., która pozwala na 1h połączenia.
Internet + TV L Internet: Neograničeno surfanje internetom najvećim dostupnim brzinama od 700 Mbit/s do 1 Gbit/s za download i 350 do 500 Mbit/s za upload. U paket je uključen i Wi-Fi Extra mesh uređaj za superbzo i stabilno surfanje u svakom kutku doma, i to na više uređaja istovremeno. Televizija:
Przy zakupie karty należy okazać paszport bądź dowód osobisty. Co się zaś tyczy tego, ile kosztuje internet na Kubie, to cena karty jest uzależniona od liczby godzin – np. karta półgodzinna kosztuje 0,75 CUC (ok. 2,60 zł), godzinna – 1,50 CUC (ok. 5,20 zł), zaś pięciogodzinna – 7,50 CUC (ok. 26,00 zł). Jednorazowo można
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Zapisz się do magazynu! Outriders – to nowa rzecz, którą rozwijamy! Co tydzień dajemy Ci ważne informacje ze świata – społeczne, polityczne, gospodarcze, czy naukowe.
Ciekawe miejsca na Kubie 11 dni na Kubie. Nasz plan podróży, ciekawe miejsca, porady praktyczne 11 dni na Kubie. Nasz plan podróży, ciekawe miejsca, porady praktyczne No i jak było na Kubie? Dobre pytanie. Świat jest pełen sprzeczności i rozczarowań, jeśli nie jesteś tym światem dostatecznie zafascynowany. Kuba to marzenie wielu, specyficzne marzenie, ale też kraj wielu kontrastów i zawodów. Do wyjazdu na Kubę trzeba się mentalnie przygotować, po to by na miejscu dać sobie spokój z potencjalnymi zawodami, rozczarowaniami czy wkurzeniem i skupiać się na poznawaniu tej równoległej rzeczywistości w intrygujących socjalistyczno-kolonialnych szatach. Pewne rzeczy można założyć już przed przylotem. Że to rynek turystyczny w świeżej fazie, więc zobaczycie tam wszystkie wady i patologie tego etapu rozwoju turyzmu. Że tamtejszy socjalizm może być niewygodny i niezrozumiały dla Wielu z Was, że dwuwalutowość jest irytująca ale też, że… wszystko co o Kubie opowiadają ludzie z pasją i zakochani w tej wyspie – jest też prawdą. Zapraszamy na pierwszy wpis z serii o Kubie. Tym razem odwrócimy kolejność i wpis podsumowujący proponujemy Wam jako pierwszy a poszczególne miejsca będziemy opisywać i prezentować na zdjęciach od dziś aż do końca stycznia, kiedy ruszymy w kolejną daleką podróż. 1. Lot i lotnisko w Amsterdamie Wrzucamy na Instastory zagadkę o nasz kierunek podróży, a większość z Was głosuje, że lecimy do Azji-Południowo wschodniej. Część widzi jednak na tablicy Meksyk, Limę i Havanę i czujnym okiem wskazuje na lot na zachód. Lotnisko Schiphol to prawie jak drugi dom. A na pewno ten podróżniczy. To była nasza chyba już dwudziesta wizyta w tym miejscu. To niesamowite, że tak jak nie lubimy lotnisk z uwagi na oczekiwanie, nudę, niekomfortowe sytuacje i przepakowywanie, tak tu zawsze znajdziemy swój kąt i będzie nam dobrze. Po remoncie port lotniczy otrzymał kolejne bardzo fajne przestrzenie. Jak bibliotekę, miniaturową wersję muzeum Rijsk czy mały ogród doświadczalny z różnymi eksperymentami. Bo o fotelach i sofach do leżenia oraz odgłosach ptaków i lasu już Wam kiedyś pisaliśmy, prawda? Internet jest za darmo, a oznaczenia rękawów, bramek porządne i nowoczesne. W tutejszym kantorze wymienimy zawsze i bez problemu walutę na najróżniejsze pieniądze. Zwłaszcza z krajów do, których lata KLM. UWAGA! na końcu wpisu konkurs a w nim do wygrania… bilet od KLM na dowolny kierunek na świecie z siatki. Tylko… musicie uważnie przeczytać wpis. Przylot do Hawany Raport z przelotu będzie krótki, ale treściwy. Lecieliśmy Airbusem 330-200 w idealnym położeniu, tuż za skrzydłem po prawej stronie. Lot był dzienny, trwał około 10 godzin. Co ciekawe trasa wiodła łukiem wzdłuż Islandii, Nowej Fundlandii i Florydy i omijała Trójkąt Bermudzki. Tym razem KLM zaserwował nam na obiad klopsiki i pastę a na kolację minipizzę. Wszystkie inne dodatki do dań KLM znamy na pamięć. Ale jedno trzeba przyznać – południowoafrykańskie wino, które serwują (bez ograniczeń!) jest naprawdę wyborne. Ciekawe czy podobnie smakuje na ziemi. Lotnisko w Havanie im. Jose Marti leży spory kawałek od centrum, przylatujemy tuż po zachodzie słońca, jest parno ale niekoniecznie upalnie. Ponieważ mamy – jak zwykle – bagaże podręczne, nie musimy iść do doków i czekać na pojawienie się bagażów. Ten czas zawsze wykorzystujemy, by wyjść na terminal i wykorzystać fakt, że jesteśmy pierwsi. Piętro wyżej znajduje się kantor wymiany walut – idźcie tam i wymieńcie część pieniędzy. Nie większość, bo kurs nie jest podobno korzystny. Aczkolwiek jak porównaliśmy to do tego „na mieście”, to wcale nie były ogromne różnice. Za każde EURO dostaniecie 1 CUC z małą nawiązką. I tego się trzymajmy. Naprzeciw terminala można zakupić karty ETECSA, ale odpuszczamy, wolimy szybciej znaleźć się w centrum. Taksówka do centrum jest ustawowo ustalona na 20 CUC. To sporo, ale droga też niekrótka. Miejcie na wszelki wypadek wczytaną mapę google offline – bo nasz kierowca niekoniecznie znał adres casy, który mu pokazaliśmy. Warto mieć wcześniej tą pierwszą casę zarezerwowaną. Na wypadek pytań urzędników imigracyjnych. Choć to chyba już tylko miejska legenda. Oprócz zrobienia nam zdjęcia, zapytania o liczbę dni pobytu i potwierdzenia Tarjeta Turistica nic więcej przy kontroli się nie wydarzyło. 2. Hawana po raz pierwszy. Zachwyt i kontrasty Jet lag był stosunkowo łagodny. Tym bardziej, że jeszcze pierwszego wieczoru udało nam się poszwendać po nocnej Hawanie i spotkać z Kingą i Damianem z bloga Gadulec, którzy właśnie kończyli swój pobyt na Kubie i udzielili nam kilku cennych porad oraz szczerych uwag. A na blogu właśnie popełnili już pierwszy wpis o Kubie. O faktach i mitach. Samo miejsce spotkania było już dobrym tipem, bo knajpka przy ul. Lamparilla, 5 minut od Plaza Cristobyła względnie tania a jedzenie dobre. Pierwsze zderzenie z Havaną. Budzimy się pod naszymi prześcieradełkami o grubości chusteczki higienicznej. Miasto, a słyszymy za oknem koguty. Manuel zaprasza nas na kawę na swoim tarasie. On nie jest właścicielem casy, jedynie dogląda ją koledze. Klasyk na Kubie. Mieszkamy w odległości 5 minut od Panteonu i 10 minut od Plaza Central blisko placyku Plaza de Cristo. Spaliśmy w tradycyjnej casie na Starym Mieście przy ulicy Aguacate w kamienicy z przyjemnym balkonikiem do pokoju. Rezerwacja wcześniej przez airbnb. Cena ciuteńkę wyższa, niż standardowa cyzli 26-27 CUC. Czy polecamy? Raczej tak. Zwłaszcza za ten taras o poranku. Havana Vieja czyli Stare Miasto, choć jak na warunki europejskiego średniowiecza młódka. Pierwsze wrażenie może być mylne, zwłaszcza, gdy nie oglądało się miast w Indiach czy Azji. Stara Havana jest naprawdę stara jak na warunki amerykańskie, a tutejsze kamienice stoją czasami nieprzerwanie od 300 lat. Stoją albo i nie, bo niektóre leżą w gruzach. Morskie powietrze, nasączone solą bezlitośnie obnosi się z fasadami budynków. Są odrapane, zniszczone, brudne. Ale nie ma brudu na ulicach. Te wręcz pachną przesadnie detergentami. A większość kamienic jest podłączona do mediów: prądu, wodociągów, kanalizacji. I tym się miasto różni od tych wspomnianych wcześniej. Wiele ulic, z uwagi na fundusze UNESCO, państwowe i wpływy z turystyki odzyskuje blask, są kolorowe, fasady odnowione, a spód pokrywają granitowe, błyszczące płyty. Im bliżej głównego placu miasta oraz reprezentacyjnej ulicy Obismo – tym więcej takich budynków. Najbardziej „fotogeniczna” wydaje się kolorowa ulica Tienente Rey, z której przywitaliśmy się z fanami na facebooku. Plus cała masa ogromnych gmachów, budowanych w XIX i na początku XX wieku w stylu neobarokowym ale i art noveau czy art deco. Jest na czym oko zawiesić. Hawaną zapewne można się też zawieść, sparzyć, a nawet podtruć, jednak my tradycyjnie przybyliśmy do miasta dość przygotowani. Wiedzieliśmy czego chcemy, co nas interesuje i gdzie tego szukać. O szczegółowym zwiedzaniu Hawany napiszemy w osobnym wpisie, ale tu warto nadmienić fakt, że naszym zdaniem najpiękniejsze i najbardziej zadbane zakątki Havany to jej place i dziedzińce, zwłaszcza Plaza de Armas oraz Plaza de San Francisco, czy Plaza Vieja albo patio w Casa del Arabe. To są te fragmenty miasta, które przywołują bardziej Sewillę i Kordobę, niż Amerykę Środkową. Z dziedzińcami, patio i klatkami schodowymi włącznie. Najciekawszy dziedziniec to chyba ten w środku dawnej siedziby Gubernatora. Strzeże go figura Krzysztofa Kolumba. Taka dziejowa klamra. Komu nie są obce smaczki historyczne ten koniecznie musi wejść do fortu Castillo de Real Fuerza, a po chwili przeniesiemy się w czasy hiszpańskich galeonów pełnych złota i srebra, rapierów i armat przeciw pirackim banderom. Stoi obok i daje piękne widoki na drugi brzeg zatoki. W siedzibie tutejszej Tepsy czyli ETECSA kupujemy karty internetowe na cały pobyt. Stoimy w krótkiej kolejce i zakupujemy od razu 4 karty 5-godzinne. Dzięki czemu mamy „z głowy” prawie na cały wyjazd. A jak wiadomo blogerzy podróżniczy potrzebują więcej internetu. Zwykły Kowalski nie musi aż tak się obkupować. Powinna mu wystarczyć jedna karta na cały pobyt. Na sprawdzenie maili czy podstawowych wiadomości z kraju. INTERNET NA KUBIE Internet łapiemy w wielu miejscach – głównie hotelowych lobby czy placach, podążamy za ludźmi, którzy wpatrują się w smartfony, łapiemy sieć ETECSA i logujemy wpisując dwa numerki z karty-zdrapki. Od teraz system sam będzie odliczał wykorzystane na surfowanie minuty. Obojętnie gdzie. Karty mają ważność od 1 do 5 godzin. W punktach telekomunikacji kupicie je w cenie fabrycznej. Od koników w wielu miejscach w podwójnej cenie. Jakość połączeń jest bardzo dobra, ważne by mieć jednak więcej niż jedną kreskę. Tradycyjny spacer po Starym mieście wiedzie jego wschodnimi obrzeżami, im bliżej zatoki, tym więcej zabytków. Najlepiej zaplanować sobie trasę pomiędzy Katedrą a Plaza Vieja z przystankiem na deptak Obismo albo Kościół św. Franciszka. Poświęcimy na to pół dnia. Drugą połówkę na okolice Kapitolu i Teatru. Tyko uważajcie przechodząc przez ulicę, bo to wolna amerykanka. Przerwę warto zrobić w hotelu Ambos Mundos, na drinku w lobby lub wjechać windą na taras dachowy i ocenić miasto z góry. Transport do Vinales Nie martwcie się niczym, naganiacze transportu sami Was znajdą na pierwszym spacerze. Gospodarze również zaproponują. Generalnie taxi collectivo gromadzą się masowo blisko Kapitolu i parku de la Fraternidad, ale po pierwsze musicie umawiać się na dzień następny zawsze a po drugie, ceny nie będą jakość dużo niższe typu 10 CUC. Ewentualnie utargujecie 2-3 CUC względem ceny „od gospodarza”. Nasze taxi colectivo dzielimy z dwójką Hiszpanów z Barcelony, więc rozmowa po czasie schodzi na niepodległościowe dążenia Katalonii. Ku naszemu zaskoczeniu „po chwili” jesteśmy w Vinales. Nie spodziewaliśmy się, że droga zajmie nam dużo mniej, niż zapowiadają przewodniki i relacje. Niecałe 2 godzinki największą, całkiem poprawnej jakości kubańską autostradą wschód-zachód. Już pierwsze zderzenie z doliną Vinales, gdy serpentynami zjeżdża się z okolic siedziby Parku Narodowego do miasteczka – robi wielkie wrażenie. Przypomniał nam się zjazd autobusem z płaskowyżu do Goreme w Kapadocji. To był ten sam rodzaj przyklejenia do szyby i pierwszego „wow”. Tylko wzgórza takie bardziej zielone 🙂 3. Vinales. Piękno krajobrazów w czystej postaci Nie widział cudów krajobrazowych jakie wyczynia natura, kto nie dotarł do Vinales. Wszystko, co mówiono o tym rejonie świata to prawda. Kapadocja Tropików, Karaibski Laos itd itp. Zjeżdżając do miasteczka serpentynami z Pinal del Rio już potwierdziliśmy nasze zachwyty. W Vinales przebywaliśmy lącznie 3 i pół dnia i były to dobrze zagospodarowane dni, w których aktywność fizyczna mieszała się z fotograficznym rodeo i odpoczynkiem w promieniach złotego słońca i soczyściezielonej roślinności. W pierwszym dniu wędrowaliśmy po okolicy, łapiąc zachód z drinkiem w hotelu La Ernita. W drugim na dwóch kółkach zrobiliśmy dobre 20 km w kierunku słynnego Mural de la Prehistoria oraz Jaskiń de los Indios. Zawsze towarzyszyły nam mistyczne wapienne mogoty i krążące nad dolinami ogromne ptaki z czerwonymi szyjami – sępy indycze. Wędrujcie, oglądajcie, napawajcie się widokami, poczytajcie o historii. To 180 stopni inna Kuba niż zgiełk Hawany. Vinales jest małą mieściną z charakterystycznym, typowym dla Środkowej Ameryki ajutamento i kolonialnym placykiem w środku. Choć to serce roliczego obszaru, posypanego czerwonym jak cegła laterytem na którym dobrze uprawiało się warzywa i tytoń to Vinales tętni jednak życiem, głównie za sprawą turystyki i faktu, że 90% mieszkańców udostępnia swoje kolorowe domki z werandami i fotelami bujanymi jako casy dla turystów. I wszystko się kręci wokół. O Vinales i okolicy popełniliśmy już osobny wpis podczas lotu samolotem do Polski. Na dniach na blogu 🙂 Gdzie spaliśmy? No w casie. Ale nie takiej małej, kolorowej z altanką tylko… w bloku. Blok co prawda 2-piętrowy, z tarasami, zupełnie inny, niż Wam się wydaje, ale Pani Puppi, świetna gospodyni, robiła nam najsmaczniejsze jedzenie z całego pobytu (jedyne bardzo smaczne), ciągnęła pesos na lewo i prawo na nas, ale nam to w sumie nie przeszkadzało, bo oszczędziliśmy czasu i fatygi (niekoniecznie pieniędzy). Casę zarezerwowaliśmy przez airbnb (podobnie jak w Hawanie). Płatność z głowy, wszystko zapłacone wcześniej. 48 zł za osobę. Obiadokolacja za 7-8 CUC. Warto! 4. Plaża Cayo de Jutias To była nasza pierwsza okazja, by „wygrzać plecki” jak prosiły nas nasze mamy. Jednak jako, że od początku chcieliśmy trzymać się z daleka od hotelowych konglomeratów typu Cayo Coco czy Varadero, możliwość pojechania na wycieczkę lokalną do, zapuszczonej na końcu prowincji plaży bez hotelu i stałej restauracji wydawała się kusząca. Droga była najbardziej zniszczoną drogą, jaką kiedykolwiek jechaliśmy jednak miejsce okazało się całkiem w porządku. Plaża czysta, dość kameralna, pomimo grupki 30-40 osób, woda nie była zanieczyszczona a specyfika typowo namorzynowego wybrzeża w karaibskiej, turkusowej kolorystyce – bardzo przyjemna. Po drodze – mało kto na to zwraca uwagę – pokonujemy niewysokie góry, które są miejscem występowania reliktowej sosny karaibskiej, ten gatunek występuje tylko tutaj na świecie, a kilka podobnych w Ameryce Środkowej. Widok wzgórz z palmami królewskimi, bananowcami, a pośród nich… sosnami, wydał się surrealistyczny. Transport do Cienfuegos Tutaj zadziałał eksperyment z zakupionym wcześniej w Polsce transportem via Viazul. Na stronie tworzycie konto i dokonujecie zakupu, płacicie kartą i otrzymujecie dokument do wydruku, który należy wymienić na godzinę przed wyjazdem na bilety. Dzięki czemu oszczędziliśmy stresu i kolejek. To dość oblegane połączenie. I długie. Trwało ponad 6 godzin i naprawdę dało nam w kość. I naszym brzuchom. Uwaga! jeśli decydujecie się na taxi colelctivo to ich cena nie powinna być większa, niż Viazul, a wręcz może być czasem ciut tańsza. Czasami widząc zdesperowanych turystów, którym uciekł Viazul albo nie weszli do autobusu, taksówkarze dyktują dużo wyższe kwoty przejazdu. 5. Cienfuegos. Elegancja i deptaki Właśnie z tego względu wybraliśmy Cienfuegos, mimo, że autobus jechał dalej do Trinidad. To młode i eleganckie miasto, ma wytyczone ulice w szachownicę a większość głównych arterii, niesamowicie zadymionych spalinami domkniętych jest od rzędu piętrowych kamienic szpalerem arkad, chroniących przed słońcem. Choć Cienfuegos potrafi skraść serce niektórych, którzy tu zaglądają, choć tak naprawdę posiada tylko dwa interesujące obszary architektoniczne. W okolicach Plaza Centrali Parque Jose Marti oraz na południowym cyplu Punta Gorda. Z małej przystani przy Muelle Real odpływają natomiast statki w kierunku bastionowego zamku Castillo de Jagua, który chronił wejścia do portowej zatoki. Jednak największym, niespodziewanym hitem miasta jest eklektyczny, historyzujący nieco w stronę stylu mudejar, veneto czy neogotyku (jaki miks!) Palacio Della Vale, milionera sprzed 100 lat o tym samym nazwisku. Jak Wam się podoba? Casa, którą z polecenia Pani Puppy wybraliśmy, była bez okien, ale miała formę hostelową. To był dzień niekomfortowych odczuć żołądkowych, niekoniecznie z powodu jedzenia, racze przeraźliwych spalin w centrum miasta, jednak ostatecznie pokonanych po pół dnia z pomocą… Aqua Tonica. Polecamy – jakby co. Ogólnie oprócz tego epizodu na Kubie nie przytrafiło nam się kompletnie nic żołądkowego. Myliśmy ciągle ręce i piliśmy wodę butelkowaną. A drinki tylko z lodem z dziurką. I wystarczyło. 6. Trinidad. Kolonialna perła Karaibów Takie hasełka jak „być na Kubie a nie być w Trinidad to jakby nie być na Kubie” oczywiście na nas nie działają. Zwłaszcza, ze miasto należy raczej do obleganych przez turystów, niż pomijanych, niemniej, jeśli ktoś choćby minimalnie przygotuje się do tego kraju, poczyta, posprawdza już wie, że musi odwiedzić ten punkt na swojej trasie. Po prostu Trinidad aż kipi od nagromadzenia ciekawych miejsc, historii i plenerów na zdjęcia. Trinidad i okolice. Trinidad został uznany za perłę narodową już w czasach Batisty. Nawet władze rewolucyjne, tak niechętne przecież wszystkiemu, co kojarzyło się z wyzyskiem, kolonizacją i Hiszpanami musieli pogodzić się z tym, że dla dobra lokalnej ekonomii należy chuchać i dmuchać na Trinidad. Gdy ostatecznie UNESCO po wielu latach badań o obserwacji wpisało miasto oraz przylegającą doń Dolinę de Ingenios na listę – liczba turystów z całego świata zwiększyła się kilkudziesięciokrotnie a fundusze pozwoliły na renowację wielu budynków. I pojawił się boom na Trinidad – Kolonialną Perłę Karaibów. DRINKI W TRINIDAD Ceny Od 8 do 12 zł. Mojito – sok z limonki, ręcznie tłuczona mięta, cukier, biały rum. Serwowane w kubeczkach z okien „najlepsze na Kubie oraz „najlepsze na świecie” lub szklankach na Schodach Muzyki. Cuba Libre czyli ciemny rum z colą. Tropi lub Tu. Czasami starszy, 5-letni. Canchanchara (Ciamciamciara wg nas)– nasze odkrycie. Rum aguardiente de cana, sok z cytryny, dwie łyżki płynnego miodu. Coś pysznego. Najlepsze w barze o tej samej nazwie, co drink Choć podobno zdarzają się głosy przeciwne, Trinidad może przyćmić każde miasto, typu Cienfuegos, gdyż pomimo sporych tłumów turystów ma coś, czego nie da się wykorzenić – mocne genius loci. Kolorowe budownictwo, unikalna specyfika życia miejskiego w stylu wiejskim, muzyka na żywo (czasem zaskakująco autentyczna), słynne schody, przywołujące nieco śródziemnomorskiego klimatu temu miejscu, idealne do sączenia kubańskich drinków, cudowne faktury murów po południu i puste ulice o poranku, historia piratów, historia cukrowych baronów, francuskich imigrantów czy dramatyczne losy czarnych niewolników oraz wciąż żywa legenda santerii, synkretycznej religii stworzonej przez nich. To tylko mały abstrakt tego, co pokażemy Wam w osobnym wpisie o Trinidad. 7. Okolice Trinidadu Ponieważ w Trinidad postanowiliśmy zostać dłużej niż wcześniej planowaliśmy, udało nam się zwiedzić jeszcze okolice tego uroczego miasta. Początkowo myśleliśmy, że pojedziemy na wycieczkę zorganizowaną w góry Sierra del Escambray żeby zobaczyć miedzy innymi plantacje kawy, jednak okazało się, że wycieczki te są naprawdę drogie (poza tym możliwe jedynie albo jeepem lub też konno). W pierwszej kolejności udaliśmy się więc na kilkugodzinną wycieczkę (35 CUC za dwie osoby) po najważniejszych punktach wpisanej na listę UNESCO Valle de los Ingenos (Dolina Cukrowa). Obszar ten pod koniec XVIII i na początku XIX wieku przeżywał swój największy rozkwit. Powstawały tu, fundowane przez hiszpańskich bogaczy (którzy wkrótce stawali się jeszcze bogatsi) posiadłości z malowniczymi haciendami, oparte na niewolniczej pracy ogromnej ilości ludzi. Symbolem zarówno wielkiego bogactwa, jak i niewolniczej pracy jest tu 45 metrowa wieża strażnicza (dziś widokowa), która wzniesiona została na terenie posiadłości Manaca Iznaga. Roztacza się tu wspaniały widok na połacie falującej na wietrze trzciny cukrowej. Jeszcze piękniejszy, bo niemal na całą dolinę, podziwiać możemy z Mirador de la Loma del Puerto. Kolejnego dnia pojechaliśmy starym Fordem Anglia na inną wycieczkę (cały dzień z kierowcą to około 35 CUC). Tym razem naszym celem był Parque El Cubano. Żeby wejść na teren parku należy kupić bilet (10 CUC od osoby), bardzo łatwa i przyjemna trasa (około 40 – 45 minut w jedną stronę) wiedzie do głównej atrakcji tego miejsca tzn. Cascada El Cubano. Malowniczy wodospad zachęca kąpielą, a miejscowych do skoków ze skały do zielonkawej wody tworzącej coś na kształt basenu. To doskonała okazja, by w końcu, tak naprawdę uciec od zgiełku i wszechobecnych spalin. Koniecznie rano! Około bo potem przychodzą tu „wycieczki”. Po południu udaliśmy się na Playa Ancon. Plaża ładna i czysta, poza tym w jej części można rozłożyć się po darmowymi parasolami. Widzieliśmy, że w nieco bardziej oddalonym fragmencie (także bardziej zabudowanym) turyści opalali się na leżakach. My jednak zostaliśmy, w podobno, jak nas przekonywał Pan kierowca, w jej najładniejszym i najmniej tłocznym fragmencie. Jedynymi minusami byli „plażowi” sprzedawcy krążący wokół z pizzą i napojami oraz meszki, które mogą naprawdę dać się we znaki. Bardziej szczegółowo o największych atrakcjach w okolicy Trinidadu będziemy jeszcze pisać. Transport do Hawany Z Trinidadu nie ma najmniejszego problemu wydostać się gdziekolwiek. Rano przez ósmą kursują aż trzy busy Viazul. Do Varadero, do Santiago de Cuba i Havany. Następny do Havany kursuje o 14:00. Taxi Collectiwo same Wam wpadną w objęcia już dzień wcześniej i w cenie autobusów. Wybraliśmy bus, bo chcieliśmy w spokoju napisać wpis o Trinidadzie „na świeżo”. Dwa dni przed wyjazdem wpisaliśmy się do zeszytu rezerwacji na dworcu. 8. Hawana po raz drugi. Piraci i modernizm. Gdy rozpoczynamy jakąś podróż od stolicy i na niej kończymy, warto rozdzielić sobie jej zwiedzanie na dwie, ale zupełnie rozdzielne od siebie części. By nie powielać pewnych tras. Nasz pomysł na ostatnie 3 dni w Hawanie był konkretny, zmieniliśmy nasze ulokowanie względem czasu po przylocie – daleko na zachód, w Vedado. Po Starej Havanie, miasto rozrastało się w kierunku zachodnim, dziś to Havana Central a jeszcze dalej – nowoczesna, elegancka i wychwalana przez wielbicieli architektury Vedado. Był czas, gdy w latach 30-tych i 40-tych Havana była rozrywkową stolicą Ameryki Północnej. Nie Nowy Jork ani Chicago. Widać to w mnogości form i przepychu rezydencji, budynków, restauracji, hoteli, kościołów. Secesja, art deco, modernizm przedwojenny, modernizm powojenny – wszystko tu znajdziecie i to na każdym rogu. Jako, że jesteśmy miłośnikami i jesteśmy wrażliwi na takie perełki, ruszyliśmy na architektoniczne łowy, których efektem będzie osobny wpis o Vedado. Przy okazji zakwaterowaliśmy się przypadkiem w przepięknym, stylowym mieszkaniu w stylu art deco. A to nie było akurat planowane. Ostatni wieczór na Kubie spędziliśmy łapiąc promienie pomarańczowego zachodzącego słońca. Najpierw z drugiego brzegu hawańskiej zatoki – z murów Zamku Castillo de Los Tres Reyes a potem bulwaru Malecon, którym pieszo doszliśmy do Vedado w pół godziny. Zarówno Castillo de Los Tres Reyes, jak i zamek, z którego pięknie prezentuje się ten pierwszy – Castillo de la Real Fuerza zostały wzniesione między innymi dlatego, że PIRACI ostrzyli sobie przez długi czas zęby na Hawanę. I ostatecznie oprócz francuskiego korsarza Jaquesa de Sores’a już nigdy żaden pirat nie złupił miasta. Natomiast ostatnie pół dnia przez wylotem wędrowaliśmy po południowym Vedado oraz największym cmentarzu oby Ameryk – Necropolia de Colon. Więcej o samym zwiedzaniu Hawany w 2-3 i jej największych atrakcjach, ciekawostkach, knajpkach przeczytacie w osobnym wpisie na ten temat. Pamiątki i powrót do Polski Taksówka na lotnisko powinna kosztować nieco taniej, niż z lotniska. Jak umiecie się targować do 20 CUC, jak nie to 25 CUC. Lotnisko jest skromne, zapomnijcie o restauracjach oraz gniazdkach. Lepiej zjeść coś konkretnego przed samym wylotem. Internet ETECSA działa, ale tylko przy bramkach samlotowych, więc można wykorzystać „resztkę” z karty-zdrapki. Na lotnisku po przejściu kontroli (jak i przed) można kupić rum i cygara. Po umieszczeniu ich w specjalnej torbie z plombą, możecie te produkty przewiezc z sobą w bagażu podręcznym. Dla nas to było ważne, bo nie korzystamy z bagażów rejestrowanych. Ceny rumu bardzo ok. Havana Club 0,5 l za mniej niż 5 CUC, podobnie Santiago de Cuba. Polecana, podobno przepyszna kawa Santero kosztowała 14 CUC. To dużo, a jej opakowania nie budziło pozytywnych odczuć. Resztkę CUC wydaliśmy na cygaretki, pocztówki, magnez. Aczkolwiek można też wymienić je na EURO w kantorze, który służył nam przy przylocie w odwrotnym celu. Ale te kolejki… Lot KLM jest wygodny, bo nocny. Po wieczornej kolacji, większości zamknęły się oczy. Byliśmy na Kubie raptem 11 dni, więc nasze organizmy niekoniecznie dobrze się przestawiły. Codziennie zasypialiśmy najpóźniej o 22-23, tak było i w czasie lotu. Pobudka przywitała nas już nad Kornwalią i za chwilę, po śniadaniu samolot zaczął zniżanie do Amsterdamu. To byl zdecydowanie najszybszy powrót z dalekich krajów z naszych dotychczasowych. Podsumowanie, wrażenia i Informacje praktyczne Kuba jest marzeniem wielu. Jest w tej wyspie coś po prostu specyficznego, coś co ją wyróżnia, nie zlewa, nie upodabnia do innych miejsc. Często mówi się o zarzutach wobec krajów Ameryki Środkowej czy Azji Pd-Wsch, że są podobne, że wybierając jeden lub drugi możemy przeżyć podobną przygodę. Kuba wydaje się ma coś, co daje jej ten wkład w popkulturę świata jak Włochy, Japonia, Grecja – jest kubańska tylko tu i teraz. Muzyka, cygara, rum, taneczne rytmy, wieloetniczność, ponad 50-letnie samochody i ten specyficzny zakonserwowany choć wcale nie siermiężny socjalizm – to jej znaki rozpoznawcze. Zawieść się mogą jednak Ci, którzy celują z doznania smakowe, kulinaria, zapachy, ani transport i zakwaterowanie. Czyli typowi „backpakerzy” w japonkach, zwłaszcza po doświadczeniach z Azji Pd-Wsch. Na Kubę trzeba jechać z zaciekawieniem wszystkimi, wymienionymi rzeczami ale mieć z tyłu głowy, że mogą nas zmęczyć prozaiczne elementy podróży jak: przemieszczanie się, jedzenie, płatność w dwóch różnych walutach, przeraźliwe spaliny w miastach. Ale wyznajemy zasadę, że gdy wiemy po co i dlaczego podróżujemy – minimalizujemy rozczarowania. Pytania i odpowiedzi o Kubie, których sami sobie udzieliliśmy po powrocie Przed wyjazdem nurtowały nad konkretne pytania, na które odpowiedzi z lepszym lub gorszym skutkiem szukaliśmy na różnych stronach i innych blogach. Jeśli chodzi o skarbnicę wiedzy o Kubie to polecamy dwa: Holacuba Basi Stawarz i Cuba Mi Amor Ani Winiarek. Jeśli chodzi o blogi, to najczęściej przebywaliśmy na blogach: Mama Said Be Cool (również świeże info!) Ewy, Kamili i Podróżnickich. Czy na Kubie jest bezpiecznie? Szczerze? Cholera, chyba nigdzie nie czuliśmy się bezpieczniej. Ani jednej sytuacji krytycznej, ani jednej nerwowej, ba, nawet gubiąc torbę z bankiem energii i mikrofonem i drugim telefonem w jednej z kawiarni, po stresującym powrocie, po ponad pół godzinie torba… czekała na nas nietknięta. Coś jest na rzeczy, że im krócej jakaś władza trzyma obywateli, tym występek mniejszy. Czy Hawana jest ładnym miastem? To bardzo bardzo trudne pytanie. Serio to nie jest oczywiste. Wszystko zależy od Waszej wrażliwości na skorupkę i wnętrze. Skorupkę w wielu miejscach ma odpychającą, ale jak się zna wnętrze i zrozumie to się to ignoruje i skupia na detalach, zakamarkach, mówiących murach. No i trzeba mieć pomysł na Hawanę. Wiedzieć jak ją zwiedzać i po co. I nie tylko same Stare Miasto. Nie chodzić chaotycznie po ulicach, bo to faktycznie może zmęczyć. Ogólnie daliśmy Hawanie mocną czwórkę, a po zobaczeniu Vedado czworkę z plusem. W porównaniu z wieloma miastami Azji jest dużo czystsza i zadbana, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. Czy Kuba jest droga na miejscu? Jest droga i nie jest droga. Można dostać rozdwojenia jazni. Raz jesz ziemniaczane chipsy za kilka CUP, pizzę za grosze i kawę za kilka groszy a raz musisz kupić butelkę wody za 2 CUC (czyli 8 zł) albo puszkę coli za 12 zł. Generalnie wszędzie udawało nam się płacić w CUP oprócz instytucji publicznych (muzea, wstępy). Przelicznik CUP do CUC to 25 do 1, ale mamy wrażenie, że płacąc w CUP udawało nam się kupić więcej a wydać mniej. Przerazliwie drogie są ceny hoteli – nie na nasze, polskie kieszenie, hosteli brak. Ceny ransportu i lokalnych wycieczek mocno zawyżone w stosunku do jakości usługi. Ale znowu ceny jedzenia (choć niezbyt smacznego) knajpkach, nawet w miejscach turystycznych często mieściły się w przedziale 4-6 CUC, czyli nasze ok 20-22zł. Wydaliśmy w te 11 dni na wszystkie bieżące rzeczy około 1800zł na głowę. W dowolnym kraju Azji Pd-Wsch to zapewne byłaby połowa tego. Czy Trinidad jest przereklamowany i przepełniony? Nie, jednak nie jest. Choć turystów tu sporo, to jednak nie więcej niż w dowolnym włoskim miasteczku w środku lata. A klimat ten sam, a może i lepszy, bo z domieszką latino. Trinidad jest świetny i rzeczywiście nazwanie go „perłą” pasuje. Porankami tu są pustki wręcz. Przynajmniej wg naszej wrażliwości. Liczba zabytków + plener fotograficzny + położenie + historia + klimat wieczorów. Każdy z tych elementów dostaje piatkę. Jeśli macie na Kubę pomiędzy 7 a 14 dni – nie rezygnujcie z Trinidad. Z Vinales też nie rezygnujcie 🙂 Czy mieszkanie w casach ma jakieś ukryte minusy? Owszem ma. Jedna to brak prywatności, choć brzmi to nieco surrealistycznie w tych okolicznościach, hello jesteśmy na Kubie! Wstawaj, tańcz, śpiewaj ze mną. Siadaj, opowiadaj. Druga to fakt, że właściciele cas żyją z pośrednictwa. Wcisną Ci wszystko, co i tak planowałeś sam. Czasami ma to pozytywny aspekt, bo nie musisz nic robić a masz załatwione najlepsze cygara, następną casę, taksówkę collecttivo pod dom czy rowery ale czasami mniej (ceny ciut większe, niż „na mieście”). Jedno jest pewne – jedzenie się opłaca jeść w casach. Smaczne, obfite i cenowo akurat wychodzi najlepiej. Zarówno kolacje jak i śniadania. *Wpis powstał w wyniku współpracy grupy kreatywnej Bloceania z marką KLM Polska Jeśli chcecie poczytać jak zorganizować i zaplanować podróż na Kubę z dzieckiem to koniecznie zajrzyjcie do Kasperków 🙂 natomiast o nurkowaniu na Kubie u Szalonych Walizek.
Kolega wrócił z Kuby i twierdzi, że w hotelu miał darmowe wifi. Router wifi owszem, internet nie. Halo, Miami? Internet to na Kubie towar luksusowy. Monopol na zarządzanie nim ma rządowa spółka ETECSA. Internet jest na kartki. Niedawno wprowadzono możliwość korzystanie z internetu na smartfonie. Opcja ta jest jednak szalenie droga i niewielu może sobie na nią pozwolić. W hotelach są routery wifi, ale internet trzeba kupić. Godzina zazwyczaj kosztuje 1 euro. Kubańczyk pracujący w uprzywilejowanym sektorze turystycznym otrzymuje od państwa dodatek do pensji (wypłacanej w peso kubańskim) w wysokości 10 euro. Miesięczne wynagrodzenie wystarcza na 10 godzin internetu. Wielu wiązało duże nadzieje z upowszechnieniem się dostępu do sieci. Może Kubańczycy zaczną czytać o tym co się dzieje na świecie, może dotrą do nich odarte z cenzury informacje dotyczące kubańskiej rzeczywistości? Kto ma czas zaprzątać tym sobie głowę przy takim deficycie dostępu do internetu? Do czego służy internet Kubańczykom? Do rozmów z rodziną z Miami! Joanna Szyndler w książce Kuba – Miami, ucieczki i powroty skreśliła doskonałą panoramę rzeczywistości życia Kubańczyków w XXI wieku. Podjęła również temat internetu: – Widzisz mnie? Czekaj, coś się zawiesza … No, teraz ty się pokaż. Przytyłeś, kochany, powodzi się! W parku, który tworzą dwa rzędy drzew i alejka z masywnymi ławkami z betonu, kłębi się tłum ludzi. Wszyscy z telefonami, tabletami, laptopami. Dzwonią, sprawdzają maile, siedzą na facebooku. Wyciągają ręce, by podczas rozmowy zaprezentować się swoim bliskim. Po drugiej stronie ulicy – biuro państwowej i jedynej na wyspie firmy telekomunikacyjnej ETECSA. Przed wejściem kolejka. Co chwilę ktoś podchodzi i pyta: – Kto ostatni? – Nie ma kart – odpowiada kolejka. -Nie ma kart potrzebnych do łączenie się z internetem? Jak to możliwe, skoro cały park siedzi na Facebooku? – zagaduje jednego z oczekujących. -Skończyły się jak zwykle. A ci ludzie mają już loginy i hasła. ETECSA sprzedaje karty, które pozwalają korzystać z wifi w parku przez godzinę, do wykorzystania w ciągu miesiąca. Karta kosztuje 1,5 CUC, jeśli chce się surfować po całym internecie lub 30 centów, jeśli odwiedzać tylko strony kubańskie […] Niektórzy Kubańczycy kupują stos kart i odsprzedają za podwójną cenę – 3 CUC. Godzina internetu to dużo i mało. Najgorzej bywa w niedziele, kiedy w parkach zbiera się najwięcej chętnych. Dużo, bo wiele osób po raz pierwszy w życiu korzysta z internetu. Luchando Popularne sformułowanie na Kubie. Usłyszałeś je wielokrotnie na ulicy, chcesz sprawdzić co oznacza? Trzeba wejść do internetu i otworzyć tłumacz. Przyjmijmy, że jesteś w Hawanie, masz kartę do internetu. Nie tak szybko. Internet nie funkcjonuje wszędzie. Są specjalne miejsce ku temu. Hotspoty rozmieszczono w miejscach, gdzie do tej pory grało się w domino i starało przeczekać popołudniowy skwar. Jak je znaleźć? Na Kubie zabronione jest gromadzenie się ludzi. Istnieje jednak wyjątek. Jeśli widzisz grupę ludzi wpatrzonych w smartfony to wiedz, że coś się dzieje, wiedz, że jest internet. Podchodzisz, sprawdzasz czy wyszukuje sieć ETECSA i wklepujesz kody, które otrzymałeś na kartce tj. login i hasło. Może się zdarzyć, że coś nie działa. Oznaka zniecierpliwienia będzie sygnałem dla domorosłych informatyków, którzy zaraz przybędą z pomocą. Sami Cię znajdą. Hotspot. Miejsce gdzie można korzystać z internetu. Hawana. Nie mogę zalogować się do internetu. Korzystam z nielegalnego pośrednictwa. Obrotny dzieciak w wieku gimnazjalnym udostępnia na ulicy swój internet. Kasuje 1 CUC ( 1 Euro = 1,05 CUC) i wklepuje odpowiednie hasło. Jeżeli coś nie działa jesteś na łasce młodzieńca ze złotym łańcuchem na szyi. Masz w końcu internet i sprawdzasz co oznacza słowo luchando – kombinowanie! Dlaczego na Kubie istnieje problem z internetem? Dlatego, że wciąż funkcjonuje embargo na wszelkie produkty i technologie amerykańskie. Nie łatwo obejść ten problem. Właścicielom samochodów amerykańskich na Kubie udaje się to od 60 lat, nie mają części zamiennych, więc luchando, kombinują jak je zastąpić. Analogiczne wygląda sytuacja z internetem. Hotspoty na Kubie zaczęły się pojawiać w 2015 roku. Po dwóch latach w Hawanie istniało ich juz czterdzieści dwa, przede wszystkim w parkach. Gdzie ludzie wpatrzeni w telefon, tam internet. W Kuba – Miami, ucieczki i powroty znajdujemy interesujący opis implementacji internetu na Kubie. Po USA i ZSRR Kuba ma nowego przyjaciela – Wenezuelę: W końcu na Kubę dotarł światłowód od przyjaciół z Wenezueli, do tego czasu wyspa łączyła się ze światem przez satelitę. Kubańczykom tradycyjnie utrudniano życie z dwóch stron, w końcu nie wszystko da się zrzucić na embargo. Do 2008 roku bez specjalnego pozwolenia nie można było w ogóle mieć komputera. W 2017 roku, aby zainstalować (legalnie) internet w domu, cały czas trzeba było mieć błogosławieństwo zakładu pracy. Należało przekonać szefa, że dostęp w firmie nie wystarczy […] Pod koniec 2016 roku uruchomiono pilotażowy internet szerokopasmowy w starej Hawanie. Mieszkańców podłączono bezpłatnie do sieci na dwa miesiące. Mogli surfować bez ograniczeń, w zamian testowali łącze, dzielili się uwagami. Potem zaproponowano im usługi płatne. Trzydzieści godzin do wykorzystania w ciągu miesiąca. Od 15 CUC przy prędkości 128 kb/s do 105 CUC za 2 mb/s (około 400 złotych). Jak korzystać z internetu na Kubie? Turysta poruszający się po Kubie w zorganizowanej grupie ma ułatwione zadanie. Nie musi szukać internetu bo jest w każdym hotelu. Na recepcji dostępne są karty umożliwiające dostęp do sieci. Ich cena jest zmienna. Powinny kosztować 1 CUC, czyli 1 euro, ale może się zdarzyć, że będzie trzeba zapłacić 1,5 albo 2 CUC. Po zakupie trzeba zdrapać dwa pola. Polecam zlecić to zadanie pani recepcjonistce ponieważ zdrapki są delikatne i łatwo je zepsuć. Wybieramy wifi ETECSA, a następnie wprowadzamy login i hasło w formularzu, który załaduje się automatycznie. Jedna karta uprawnia nas do korzystania z internetu przez godzinę. Nie musimy wykorzystać tego za jednym razem. Możemy sprawdzić co potrzebujemy, wylogować się i następnym razem użyć tej samej karty. Godzina internetu, którą możemy wykorzystać w kilku sesjach. Jaką prędkość mamy do dyspozycji? Ciężko o jakieś dane. Jakość połączenia zależy od miejsca i ilości osób korzystających. W najlepszym razie uda nam się połączyć przez skype z opcją wideo. W ramach eksperymentu sprawdziłem czy mógłbym opublikować tekst na bloga korzystając z kubańskiego internetu. Artykuł zawierał dwa zdjęcia, a jego ładowanie mimo to trwało bardzo długo. Internet zatem jest, ale drogi, ograniczony i wolny. Na Kubie wypada powiedzieć, że internet jest nieśpieszny. Można też na to spojrzeć z innej strony. W Polsce przydałby się już program ograniczenia internetu dla młodych ludzi. Godzina dziennie, codziennie. Może wtedy zaczęlibyśmy bardziej odpowiedzialnie korzystać z dobrodziejstw sieci?
Wyjazd na Kubę planowaliśmy już od pewnego czasu. Tym razem zdecydowaliśmy się na bilety, które nie były może w super promocyjnej cenie, ale z pewnością były sporo tańsze niż standardowe loty na Kubę. Musimy przyznać, że podjęliśmy niemałe ryzyko lecąc na Kubę w październiku w sezonie wzmożonych opadów, a nawet huraganów. Akurat dzień przed naszym przylotem, we wschodnią część Kuby uderzył huragan Mathew doszczętnie niszcząc miasto Baracoa i jego okolice. Z tego właśnie powodu byliśmy zmuszeni do zmiany planów wyjazdu już na miejscu. Na wstępie zaznaczymy, że nasz plan podróży był (standardowo) dosyć intensywny i nie był nastawiony na plażowanie. Tym razem praktyczne wskazówki podzieliliśmy na te bardziej ogólne, dotyczące całego kraju, jak i konkretne informacje, które mogą się przydać zwiedzając dane miejsce. Co warto wiedzieć przed wyjazdem na Kubę ? Na Kubie obowiązują dwie waluty: CUP oraz CUC . CUP czyli peso cubano (1 CUP = zł) jest walutą, którą posługują się głównie lokalsi, natomiast CUC czyli peso convertible (1 CUC = zł) jest przeznaczone teoretycznie dla turystów. Tak naprawdę, większość cen za nocleg, transport, atrakcje oraz produkty w większych sklepach spożywczych jest podanych w CUC. Nie opłaca się zabierać dolarów amerykańskich, gdyż za ich wymianę zapłacimy 10% prowizji. My wzięliśmy Euro. Naszym zdaniem warto wymienić część CUC na CUP, gdyż w lokalnych jadłodajniach (paladares) możemy zjeść za bezcen. Wbrew pozorom, Kuba jest relatywnie drogim krajem, w którym trzeba trochę pokombinować, by zaoszczędzić pieniądze. Najtańszą i naszym zdaniem najciekawszą opcją noclegu są tak zwane casas particulares – noclegi w domach Kubańczyków. Casę poznamy po biało-niebieskim logo widniejącym na fasadzie budynku. Przeciętne ceny wynajmu wahają się pomiędzy 20, a 25 CUC (80 – 100 zł) za pokój dwuosobowy w zależności od miasta. Czasami warto się potargować. Właściciele domów proponują również śniadania oraz obiady, które są oczywiście dodatkowo płatne. Średnia cena śniadania to 5 CUC (20 zł) za osobę, a obiadu waha się pomiędzy 8, a 10 CUC (36 – 40 zł) za osobę. W tej kwestii również można się targować. Dostęp do internetu na terenie Kuby jest bardzo ograniczony. W celu skorzystania z internetu należy wykupić kartę ETECSA (karta zdrapka na godziny) i zlokalizować publiczny hotspot. Hotspoty są na ogół ulokowane w pobliżu dużych placów miejskich oraz popularnych zabytków. Drugą opcją jest skorzystanie z internetu w hotelu. Koszt dostępu do internetu to minimum 2 CUC za godzinę (8 zł). Toalety na dworcach autobusowych i zajazdach przy głównych drogach są na ogół bardzo zaniedbane. Lepiej mieć ze sobą swój własny papier toaletowy, gdyż prawdopodobnie w toalecie albo go nie zastaniemy lub od „babci klozetowej” otrzymamy zaledwie parę listków 😉 W toaletach publicznych zazwyczaj nie ma spłuczek, a jeśli są to przeważnie nie działają. Toaleta jest wtedy spłukiwana wodą z wiadra. Dodatkowo, w niektórych toaletach w casas particulares znajdziemy oznaczenie, że papier nie powinien być wrzucany do muszli klozetowej. Postaraliśmy się dość dokładnie opisać plan naszej podróży. Mamy nadzieję, że choć trochę pomoże wam w podjęciu decyzji podczas Waszej wyprawy na Kubę. Zaznaczamy, że sam pobyt można zorganizować znacznie taniej decydując się na pewne kompromisy. FILM Z PODRÓŻY KILOMETRY POKONANE RÓŻNYMI ŚRODKAMI TRANSPORTU PODCZAS CAŁEGO POBYTU NA KUBIE: DZIEŃ 1 – MATANZASWydatki:Taksówka z lotniska w Varadero do Matanzas – 15 CUC (57 zł)Casa Marylin – 22 CUC ( zł)Obiad w Casa Marylin – 2 x 9 CUC ( zł)2 x woda + 2 x piwo – CUC (13 zł) Casa Marylin ADRES: Linea 2da #15102 e/e Callejon de Desamparado y Santa Isabel, Matanzas 40100 Informacje praktyczne: Po wyjściu z terminalu pamiętajcie o wymianie pieniędzy. Z lotniska w Varadero można dojechać bezpośrednio do Matanzas lub Hawany autobusem Viazul. Bilety warto zarezerwować jeszcze z Polski, bo może się okazać, że na miejscu po prostu ich już nie będzie. My nie chcąc tracić czasu zdecydowaliśmy się na taksówkę (15 CUC – 57 zł). Varadero to jedno z najbardziej turystycznych miejsc na Kubie. Jadąc do Varadero nie zaznacie prawdziwego klimatu Kuby. Matanzas nie jest może szczególnie urokliwym miejscem, ale jest dobrą bazą wypadową do Hawany. DZIEŃ 2 – HAWANAWydatki:Bilet autobusowy Viazul z Matanzas do Hawany – 2 x 7 CUC (53 zł)Casa Yolanda – 25 CUC (95 zł)Śniadanie w Casa Marylin – 2 x 5 CUC (38 zł)Obiad + piwo – 2 x 19 CUC ( zł)2 x mojito + 1 piwo – 12 CUC ( zł)2 piwa + 2 wody – 6 CUC (23 zł)Godzinny przejazd amerykańskim klasykiem po Hawanie – 27 CUC ( zł)5 cygar – 45 CUC (171 zł) Casa Yolanda ADRES: Industria Nº 265 e/e Neptuno y Virtudes, Hawana Informacje praktyczne: Najbardziej znaną dzielnicą Hawany jest Habana Vieja, czyli Stara Hawana, będąca historycznym i turystycznym centrum miasta. To tutaj znajdziemy najbardziej znane zabytki Hawany – Plaza de Armas, Plaza de la Catedral, Plaza Vieja, Malecón, Capitolio Nacional, Museo de la Revolución. Jeśli chcemy odpocząć od turystycznej części miasta, warto udać się do dzielnicy Centro Habana. Nie spotkamy tu co prawda tylu atrakcji co w Habana Vieja, ale możemy przyjrzeć się prawdziwym Kubańczykom i wypić z nimi piwo lub drinka. Ciekawą opcją zwiedzania Hawany jest przejażdżka klasycznym amerykańskim kabrioletem. Do wyboru mamy dziesiątki samochodów zaparkowanych w okolicach Parque Central. Uważajcie na naganiaczy, którzy będą wam proponować przejazd w zawyżonej cenie. Najlepiej podejść bezpośrednio do kierowcy i ustalić cenę za przejazd. Warto również oddalić się od placu i znaleźć samochód w bocznej uliczce – można w ten sposób zaoszczędzić trochę pieniędzy. Uważajcie na ludzi sprzedających podrobione cygara. Zwróćcie uwagę na to, o czym rozmawiacie z miejscowymi. Dwóm cwaniaczkom niestety udało się nas wkręcić. Scenariusz ich przekrętu był następujący: podszedł do nas facet bardzo dobrze mówiący po angielsku. Powiedział nam, że nas kojarzy i że widział nas tamtego dnia w Casa Yolanda (miejscu w którym nocowaliśmy). Przez moment zastanawialiśmy się, jak to możliwe. Opowiedział nam, że jest perkusistą w klubie Tropicana i że zna Yolandę. Zaatakował dopiero, gdy zdobył nasze zaufanie. Powiedział, że pracownicy fabryki cygar w Hawanie mogą raz w miesiącu sprzedawać cygara po cenie niższej niż detaliczna. Dodał, że jego siostra pracuje w fabryce i że możemy z nim pójść i kupić od niej parę cygar. Byliśmy bardzo sceptycznie nastawieni, ale ostatecznie zgodziliśmy się i parę chwil później byliśmy w mieszkaniu owej kobiety. Kobieta proponowała nam zakup sporych opakowań cygar. Byliśmy niemal pewni, że był to przekręt, ale mimo wszystko zdecydowaliśmy się kupić zaledwie parę sztuk. Teoretycznie, takie same cygara w innych miejscach były droższe, ale przypuszczamy, że był to „kubański przekręt”. Najśmieszniejsze w całej sytuacji jest to, w jaki sposób argument odnośnie znajomości z Yolandą wzbudził nasze zaufanie. Analizując całą sytuację zorientowaliśmy się, że parę minut przed spotkaniem z Leo rozmawialiśmy z przypadkowym Kubańczykiem, który zapytał się nas, czy nie potrzebujemy noclegu. Odparliśmy wtedy, że nocujemy w casa particular, a miejscowy w umiejętny sposób wyciągnął od nas informację odnośnie nazwy casy. DZIEŃ 3 – HAWANAWydatki:Casa Yolanda – 25 CUC (95 zł)Śniadanie w Casa Yolanda – 2 x 4 CUC ( zł)Obiad + drink – 2 x 13 CUC (99 zł)Lody Coppelia – 2 x CUC ( zł)Piwo – 2 x 1 CUC ( zł)Drinki – 5 x 3 CUC (57 zł)Cola – 2 x 1 CUC ( zł)Płyta CD grajków – 10 CUC (38 zł)Pamiątki – 22 CUC ( zł) Casa Yolanda ADRES: Industria Nº 265 e/e Neptuno y Virtudes, Hawana Informacje praktyczne: Podczas planowania podróży warto wziąć pod uwagę, że dworzec autobusów Viazul znajduje się daleko od turystycznego centrum miasta. Najłatwiej i najszybciej w okolice dworca dotrzemy taksówką. Warto porozmawiać z gospodarzem w casa particular, być może będzie w stanie załatwić nam tańszy przejazd. Autobus Viazul przyjeżdzający do Hawany zatrzymuje się również w okolicy Parque Matires del 71, skąd jest dużo bliżej do centrum. Czy tego chcemy czy nie, w wielu restauracjach i barach prędzej czy później pojawią się lokalni muzycy. Czasami można trafić na super zespół, który rzeczywiście umili nam chwile spędzone w lokalu, ale bywa też tak, że pojawią się „grajkowie”, którzy za parę minut naprawdę przeciętnego „muzykowania” będą chcieli od nas pieniądze. Tak czy siak, warto zawsze mieć ze sobą jakieś drobne, które możemy wrzucić muzykom „do koszyka”. DZIEŃ 4 – VIÑALESWydatki:Villa el Nino – 14 CUC (53 zł)Mojito – 2 x CUC (19 zł)Śniadanie w Casa Yolanda – 2 x 4 CUC ( zł)Kolacja w Villa el Nino – 2 x 10 CUC (76 zł)2 piwa + 2 lemoniady – 8 CUC ( zł)2 kanapki + sok + piwo – CUC ( zł)Wypożyczenie rowerów – 2 x 6 CUC ( zł) Villa el Nino ADRES: Calle Adela Azcuy Norte no. 9, Vinales 22400 Informacje praktyczne: Będąc w Viñales warto wypożyczyć rower i wybrać się na przejażdżkę po okolicy. Rowery można bez problemu wynająć od właściciela casy. Cena za cały dzień to około 5-6 CUC (19-23 zł). My zrobiliśmy pętle w okolicy Mural de la Prehistoria (wątpliwej urody mural na skałach otaczających dolinę Viñales – widać go z dużej odległości, więc nie trzeba wnosić opłaty, by go zobaczyć). Warto natomiast zatrzymać się na moment przy tarasie widokowym (Mirador), napić się zimnego piwka i podziwiać piękną urokliwą dolinę. Ze względu na dużą ilość turystów w Viñales, warto z dużym wyprzedzeniem zarezerwować bilet autobusowy (Viazul). Istnieje spora szansa, że wszystkie bilety będą wyprzedane. Alternatywą dla autobusów Viazul jest tzw. taxi colectivo. Zasada jest bardzo prosta – kierowca czeka z odjazdem do momentu zapełnienia wszystkich miejsc w swoim samochodzie. Jest to opłacalna opcja, zazwyczaj za przejazd taxi colectivo zapłacimy tyle samo lub nawet mniej niż za tradycyjny autobus. W tak popularnych miejscach jak Viñales kierowcy bądź naganiacze szukają pasażerów już dzień przed odjazdem, ustalając cenę za przejazd. Kierowca zawsze podjeżdża po pasażerów pod samą casę. Rzeczą, którą warto wziąć pod uwagę jest komfort przejazdu. My trafiliśmy na przysposobionego Jeep’a z 9 miejscami, w którym praktycznie nie było miejsca na nogi. W taki sposób tłukliśmy się przez niemal pół dnia do Trinidadu (prawie 500 km). Warto udać się w okolice miejscowego stadionu przy Calle Adela Azcuy Norte (w okolicy casa el Niño, w której spaliśmy) by zobaczyć trening młodych adeptów baseballu (sportu narodowego Kuby). Na tym samym boisku trenują piłkarze, a tuż obok siatkarze. Z dachu (tarasu) casa el Niño rozciąga się świetny widok na owe boisko otoczone skałami. Naszym zdaniem dolinę Viñales najlepiej podziwiać z siodła konia. Przejażdżkę konną możemy zarezerwować dzień wcześniej u swojego gospodarza w casa particular. Cena to na ogół 5 CUC (19 zł) za godzinę (więcej informacji w kolejnym dniu). DZIEŃ 5 – VIÑALESWydatki:Villa el Nino – 14 CUC (53 zł)Śniadanie w Villa el Nino – 2 x 5 CUC (38 zł)Cola – 2 x 2 CUC (15 zł)Lemoniada – 2 x 3 CUC (23 zł)8 drinków – 15 CUC (57 zł)2 wody + 2 sprite + piwo – CUC ( zł)Kolacja w Villa el Nino – 2 x 10 CUC (76 zł)Wycieczka konna (5h) – 2 x 25 CUC (190 zł)Wejście do jaskini – 2 x 2 CUC (15 zł)15 cygar – 60 CUC (228 zł) Villa el Nino ADRES: Calle Adela Azcuy Norte no. 9, Vinales 22400 Informacje praktyczne: Zdecydowaliśmy się na pięciogodzinną przejażdżkę konną po dolinie. Naszym zdaniem jest to wystarczająco dużo czasu, by wczuć się w klimat Viñales. Warto upewnić się, czy przewodnik mówi po angielsku. Nasza gospodyni zapewniała nas, że Kubańczyk dobrze zna angielski. Niestety, nie był w stanie wykrztusić z siebie nawet jednego słowa w tym języku. Może był po prostu wstydliwy Przez parę godzin porozumiewaliśmy się bardzo łamanym hiszpańskim i gestami. Warto wziąć jakieś nakrycie głowy i krem z filtrem, może być naprawdę gorąco Po drodze trafiliśmy do miejscowej manufaktury cygar. Mieliśmy okazję zapalić wyśmienite cygaro nawilżone w miodzie. Skusiliśmy się również na zakup paru cygar. Zatrzymaliśmy się również w okolicznej zagrodzie (bo tak owe miejsce trzeba chyba nazwać), w której pogadaliśmy o miejscowych alkoholach i kawie. Zostaliśmy poczęstowani mocnym trunkiem, a na koniec kupiliśmy sobie po lemoniadzie z dodatkiem trzciny cukrowej. To była turystyka pełną gębą, ale pozytywnym akcentem była rozmowa z mężczyzną, który serwował nam napoje. Wreszcie trafiliśmy na osobę, która bardzo dobrze mówiła po angielsku. Porozmawialiśmy o kontrastach panujących w ich kraju. Dowiedzieliśmy się, że mama owego człowieka jest lekarzem, ale niestety za tak odpowiedzialną pracę zarabia naprawdę małe pieniądze. Z tego właśnie powodu jej syn zdecydował się na lepiej płatną profesję w turystyce. Kolejnym punktem naszej konnej wycieczki była przeprawa przez jaskinię (niestety nie znamy jej nazwy, dodatkowo płatna 2 CUC – zł od osoby). Każda wchodzący do jaskini otrzymuje latarkę. Jaskinia nie jest zbyt oszałamiająca i naszym zdaniem nie jest obowiązkowym punktem na mapie Viñales. DZIEŃ 6 – TRINIDADWydatki:Taxi Colectivo z Viñales do Trinidadu – 2 x 35 CUC (266 zł)Casa Sarahi – 25 CUC (95 zł)Cola – 2 CUC ( zł)Śniadanie w Villa el Nino – 2 x 5 CUC (38 zł)kanapka + lody + 2 drinki – 12 CUC ( zł)Mojito – 2 x 3 CUC (23 zł)Piwo – 2 x 1 CUC ( zł)2 x obiad + piwo + picie – 20 CUC (76 zł)20 pocztówek + 20 znaczków – CUC (108 zł) Casa Sarahi ADRES: Fco. Peterssen (Chinchiquira) 179. Entre Mario Guerra Y Rosario | Callejon del Coco, Trinidad Informacje praktyczne: Obowiązkową atrakcją w Trinidadzie jest wejście na wieżę w pobliżu Plaza Mayor i podziwianie wspaniałego zachodu słońca na tle pięknego kolonialnego miasta otoczonego pasmem gór Escambray. Wejście kosztuje 1 CUC ( zł) od osoby. Wieczorem warto udać się w okolice Plaza Mayor i Casa de la Música, gdzie setki ludzi przesiadują na schodach sącząc drinki, a w tle gra tradycyjna kubańska muzyka. Drinki na Plaza Mayor są dwukrotnie droższe niż w uliczce przylegającej do placu 😉 Szczerze odradzamy kanapki z serem i szynką w Bar Restaurante Esquerra przy Plaza Mayor 😉 Potwierdzona informacja. DZIEŃ 7 – TRINIDAD I PLAYA ANCONWydatki:Autobus do Playa Ancon – 2 x 4 CUC ( zł)Casa Sarahi – 25 CUC (95 zł)Mojito – 2 x 3 CUC (23 zł)3 napoje + 2 wody – CUC ( zł)3 napoje + 2 wody – CUC ( zł)Wypożyczenie leżaków na plaży – 2 x 2 CUC (15 zł) Casa Sarahi ADRES: Fco. Peterssen (Chinchiquira) 179. Entre Mario Guerra Y Rosario | Callejon del Coco, Trinidad Informacje praktyczne: Playa Ancon jest uważana za jedną z najładniejszych plaż na Kubie. Na plażę dostaniemy się za 4 CUC (15 zł) od osoby (bilet w dwie strony). Autobus odjeżdża z Calle San Procopio. Za 2 CUC ( zł) od osoby można wypożyczyć leżaki pod parasolem. Z doświadczenia wiemy, że nie da się wytrzymać więcej niż 5 minut w palącym słońcu Wracając ostatnim autobusem z plaży ustawcie się odrobinę wcześniej w kolejce. Istnieje szansa, że nie znajdzie się dla was miejsce w autobusie. Alternatywą są taksówki czekające tuż obok zatoczki autobusowej. DZIEŃ 8 – TRINIDAD I SALTO DEL CABURNIWydatki:Taksówka z Trinidadu do Topes de Collantes (w dwie strony) – 35 CUC (133 zł)Casa Sarahi – 25 CUC (95 zł)Kanapka + Cola – 7 CUC ( zł)Quesadillas – 2 x CUC ( zł)Mojito – 2 x 3 CUC (23 zł)Paella + stek + 2 piwa – 20 CUC (76 zł)Wejściówka na szlak do wodospadu Salto del Caburni – 2 x 10 CUC (76 zł)Magnes – 3 CUC ( zł) Casa Sarahi ADRES: Fco. Peterssen (Chinchiquira) 179. Entre Mario Guerra Y Rosario | Callejon del Coco, Trinidad Informacje praktyczne: Istnieje parę opcji dojazdu w okolice początku szlaku do wodospadu Salto del Caburni. Chcąc uniknąć zorganizowanej wycieczki, zdecydowaliśmy się na dojazd taksówką. Osoba w informacji turystycznej poinformowała nas, że podróż będzie nas kosztowała około 35 CUC (133 zł) w dwie strony. Taką właśnie kwotę udało nam się wytargować u taksówkarza. Za taksówkę płacimy dopiero po powrocie do Trinidadu (oczywiście taksówkarz czeka na nas o wyznaczonej porze w tym samym miejscu, w którym nas wysadził). Podobno, można pojechać dużo taniej. Targujcie się do skutku Droga wiedzie górskimi serpentynami, na których stara Łada ledwo zipie. Pokonanie około 20 kilometrów zajmuje 30 minut. Kierowca dowozi nas w wyznaczone miejsce. Budka, w której uiszcza się opłatę za trekking (10 CUC – 38 zł od osoby) znajduje się paręset metrów dalej. Wybierając się na trekking warto zabrać ze sobą strój kąpielowy i ręcznik Droga do wodospadu jest dosyć prosta, natomiast powrót może nastręczyć trochę problemów, gdyż trasa wiedzie ostro pod górę. W okolicach wodospadu można się kąpać. Niesamowite uczucie! Ubrania możemy zostawić na ławeczkach znajdujących się wzdłuż brzegu. Po kąpieli możemy wrócić na szlak i zobaczyć górną część wodospadu. DZIEŃ 9 – CIENFUEGOSWydatki:bilet autobusowy Viazul z Trinidadu do Cienfuegos – 2 x 6 CUC ( zł)Casa Independiente – Lalita y Sr. Manuel Magariño – 25 CUC (95 zł)4 napoje + 6 wód – 10 CUC (38 zł)3 piwa + Cola – CUC ( zł)Paella + lody + 2 drinki – 12 CUC ( zł)2 steki + ryż + sałatka + woda + kawa – 14 CUC ( zł) Casa Independiente – Lalita y Sr. Manuel Magariño ADRES: Ave 42 #4913b (Bajos) e/49 y 51, Cienfuegos Informacje praktyczne: Cienfuegos, nazywane często „perłą południa”, czy kubańskim Paryżem, to miasto, które rozczarowało nas chyba najbardziej. Zniechęceni dość nudnym centrum postanowiliśmy udać się na stadion Cinco de Septiembre, który zauważyliśmy w oddali. Odbywał się tam właśnie trening lokalnej drużyny baseballowej, na który dostaliśmy się uiszczając trenerowi nieoficjalną symboliczną opłatę 1 CUC ( zł) za osobę. Niestety nie widzieliśmy Palacio de Valle, który uważany jest za jeden z najładniejszych budynków na Kubie. Nasz błąd Do Cienfuegos wybraliśmy się z zamiarem wycieczki do wodospadu El Nicho. Niestety, okazało się, że przejazd ponad 50 kilometrów w jedną stronę jest po prostu nieopłacalny. Koniecznie wybierzcie się do restauracji Las Mamparas. DZIEŃ 10 – BAYAMOWydatki:bilet autobusowy Viazul z Santa Clara do Bayamo – 2 x 27 CUC (205 zł)Taxi Colectivo z Cienfuegos do Santa Clara – 2 x 5 CUC (38 zł)Casa de Lucy – 20 CUC (76 zł)Śniadanie w Casa Independiente – Lalita y Sr. Manuel Magariño – 2 x 5 CUC (38 zł)Cola – CUC ( zł)Kawa – 2 x CUC ( zł)Piwo – 2 x 2 CUC (15 zł)Obiad + piwo – 2 x 8 CUC (61 zł) Casa de Lucy ADRES: Calle Máximo Gómez Nº 20 Maceo y Rpto. “El Cristo”, Bayamo Informacje praktyczne: W Bayamo spędziliśmy 3 wieczory, gdyż była to nasza baza noclegowa do odwiedzenia Santiago de Cuba i zdobycia Pico Turquino. Miasto bardzo nas zaskoczyło, gdyż wyglądało na zadbane i dość nowoczesne. Wyłączona z ruchu aleja Paseo Bayames (odpowiednik łódzkiej Piotrkowskiej) z różnorakimi abstrakcyjnymi rzeźbami, pomnikami, trawnikami i ławeczkami to chyba najbardziej rozpoznawalne miejsce Bayamo. Meson La Cuchipapa to knajpka, która skradła nasze serca 😉 Serwowano tam pyszne, niedrogie jedzenie, a piwko nigdzie nie było tak dobrze schłodzone. Za każdym razem do zamówionego jedzenia dostawaliśmy dodatkowo smażone banany i warzywa. Kucharze proponowali, abyśmy zaglądali do kuchni, żeby zobaczyć, jak przygotowują nasze dania. Za pierwszym razem trafiliśmy na warsztaty parzenia kawy połączone z recytacją wierszy i tańcami, które zgromadziły Kubańczyków w przeróżnym wieku. Mimo tego, że nasza znajomość hiszpańskiego ogranicza się do podstawowych zwrotów, to własnie wtedy zgodnie stwierdziliśmy, że „dotykamy” prawdziwej Kuby. Będąc w knajpce po raz ostatni, namówiliśmy zaprzyjaźnionego kelnera, aby sprzedał nam gliniane kubki sygnowane nazwą „La Cuchipapa”. DZIEŃ 11 – SANTIAGO DE CUBA I BAYAMOWydatki:Taksówka z dworca w Santiago de Cuba do centrum – CUC ( zł)bilet autobusowy Viazul z Bayamo do Santiago de Cuba (w dwie strony) – 2 x 14 CUC (106 zł)Casa de Lucy – 20 CUC (76 zł)Pizza + frytki + piwo + Cola – 7 CUC ( zł)Śniadanie w Casa de Lucy – 2 x CUC (19 zł)Cola + 2 piwa – 2 CUC ( zł) Casa de Lucy ADRES: Calle Máximo Gómez Nº 20 Maceo y Rpto. “El Cristo”, Bayamo Informacje praktyczne: Spacerując po Santiago de Cuba uważajcie na wartościowe rzeczy. W okolicach Céspedes Park oraz Calle Heredia grasuje sporo kieszonkowców. Parę razy podchodziły do nas grupy cwaniaczków próbujących nam coś wcisnąć. Santiago de Cuba ma z pewnością swój klimat, ale nie robi oszałamiającego wrażenia. Większość czasu spędziliśmy spacerując po Calle Heredia oraz uboższej dzielnicy miasta przyglądając się życiu jej mieszkańców. Polecamy skorzystać z aplikacji i znaleźć ciekawy punkt widokowy, z którego roztacza się panorama miasta. DZIEŃ 12 – PICO TURQUINOWydatki:Taksówka z Bayamo do Santo Domingo (w dwie strony) – 80 CUC (304 zł)Śniadanie w Casa de Lucy – 2 x CUC (19 zł)2 dniowy trekking na Pico Turquino (przewodnik, nocleg, jedzenie) – 2 x 57 CUC (433 zł) Obóz La Aguada Noc spędzona w chatce na trasie trekkingu na Pico Turquino Informacje praktyczne: Najwyższą górę Kuby – Pico Turquino (1974 metry) można zdobyć jedynie z przewodnikiem. Tak naprawdę, szczyt można by było bez problemu zdobyć samemu, gdyż szlak jest nieźle oznaczony. Niemniej jednak, zdarzały się nieoczywiste momenty. Jak się później okazało, inną trasą wchodzą piechurzy, a inną zwierzęta z dostawą do schroniska. Trekking można zarezerwować w Bayamo. W naszym przypadku, kontakt z agencją turystyczną Bayamo Travel Agent nawiązaliśmy przez naszych gospodarzy. Przedstawiciel firmy przyjechał do naszej casy w Bayamo w przeciągu parudziesięciu minut. Biuro agencji znajduje się tuż przy dworcu autobusowym (dokładny adres: Carretera Central 478 Bayamo, Granma, Cuba). Trekking warto zarezerwować z wyprzedzeniem. O ile poza sezonem turystycznym nie powinno być problemu z miejscami, tak w sezonie może być dosyć ciężko. Ograniczeniem jest ilość miejsc noclegowych w schronisku La Aguada. Niestety, akurat nasz docelowy termin trekkingu był już zarezerwowany, więc musieliśmy lekko zmodyfikować nasze plany i na trasę wyruszyć dzień później. Problemem jest dojazd do Santo Domingo – miejscowości oddalonej od Bayamo o 65 km, będącej bazą wypadową trekkingu na Pico Turquino. Agencja turystyczna zaproponowała nam przejazd taksówką za 80 CUC (304 zł) w dwie strony. Niestety, nie mając alternatywy, musieliśmy przystać na tę propozycję. Taksówka przyjechała po nas około 7 rano. Najlepszą opcją byłoby dogadanie się z innymi podróżnikami i podzielenie kosztów na więcej osób. Nie udało nam się znaleźć nikogo, kto wybierałby się w tym samym kierunku. Z Santo Domingo, po załatwieniu formalności, ruszamy samochodem z napędem 4×4 w kierunku punktu początkowego trekkingu – Alto de Naranjo. Pięciokilometrowa droga jest niezwykle stroma, standardowe samochody nie dałyby tam rady. Natomiast piesza wędrówka zajęłaby zbyt dużo czasu. Trekking trwa 2 dni. Pierwszego dnia do pokonania jest 8 kilometrów (4 – 5 godzin wędrówki). Ze względu na fakt, że początkowo nie planowaliśmy zdobywać najwyższego szczytu Kuby, nie zabraliśmy swoich butów trekkingowych. O ile pierwszego dnia były one zbędne, tak drugi dzień okazał się dużo trudniejszy i buty do biegania nie zapewniały odpowiedniej przyczepności. Dzień pierwszy okazuje się tylko przyjemnym wstępem do mocnego podejścia, które czekało nas drugiego dnia trekkingu. Do obozu La Aguada docieramy pomiędzy 14, a 15. Po pewnym czasie zostajemy zaproszeni na obiad. Resztę dnia poświęcamy na odpoczynek i integrację z naszymi kompanami. Towarzystwo trafiło nam się świetne, każdy miał sporo do opowiedzenia o swoich wyprawach. Nasi przewodnicy tłumaczą nam zasady swojej ulubionej gry – domino. Okazuje się, że rozgrywki mogą być naprawdę pasjonujące. Ważną informacją dla osób bardziej wrażliwych na spartańskie warunki może być fakt, że chatka, w której nocujemy posiada jedynie parę łóżek piętrowych. Na wyposażeniu są tylko koce, które zapewne nie były czyszczone od dłuższego czasu. Tak czy siak, można przetrwać bez śpiwora. Oczywiście w chatce nie ma prysznica. Jedyną opcją kąpieli w obozie jest ogromny baniak z deszczówką i wiadro. To samo wiadro służy również do spuszczania wody w toalecie 😉 DZIEŃ 13 – PICO TURQUINOWydatki:bilet autobusowy Viazul z Bayamo do Santa Clara – 2 x 26 CUC ( zł)Prysznic w Casa de Lucy – 2 x 5 CUC (38 zł)Obiad + piwo + Cola + kawa – 2 x 11 CUC ( zł) Autobus Viazul ADRES: Noc spędzona w autobusie z Bayamo do Santa Clara Informacje praktyczne: Drugi dzień trekkingu zaczynamy około 5:30. Jemy szybkie śniadanie i tuż po 6 wyruszamy na trasę. Drogę oświetlają nam jedynie czołówki. Nie spodziewaliśmy się, że ten odcinek trasy będzie tak stromy i trudny. Do szczytu mamy tylko 3 kilometry, jednak trasa wiedzie zalesioną granią, więc co jakiś czas wchodzimy na jeden ze szczytów, by za moment zejść wiele metrów niżej. W niektórych momentach bywa dosyć niebezpiecznie. W jednym miejscu Marek się nieźle poślizgnął na sporej wielkości głazach. Większość trasy jest osłonięta gęstą roślinnością, jednak w miejscach, w których roślinność się przerzedza możemy podziwiać niesamowitą panoramę pasma Sierra Maestra. Dosłownie 5 minut przed dotarciem na szczyt zatrzymujemy się przy ogromnym głazie, z którego rozpościera się prawdopodobnie najlepszy widok podczas całej wędrówki (drugie zdjęcie z tego dnia). Warto nacieszyć się tą chwilą, bo szczyt góry jest osłonięty roślinnością i nie widać z niego panoramy gór. Na szczyt docieramy około 9:30. Sam szczyt Pico Turquino nie jest zbyt imponujący. Znajduje się tam sporych rozmiarów pomnik bohatera narodowego – José Martí. Ze szczytu można zejść jedną z dwóch dróg – tą samą, którą się wchodziło lub szlakiem prowadzącym w kierunku Las Cuevas (12 km). My od samego początku zakładaliśmy powrót w kierunku Santo Domingo. W drodze powrotnej ponownie zatrzymaliśmy się w obozie La Aguada, gdzie chwilę odpoczęliśmy oraz zjedliśmy obiad. Po około godzinie ruszyliśmy w drogę powrotną do Alto de Naranjo. Nie wiemy, ile czasu zajęło nam zejście, ale nasz przewodnik poprowadził nas inną drogą, która wydawała się nieco dłuższa. Po dwóch dniach naprawdę intensywnego marszu byliśmy bardzo mocno zmęczeni. Do Alto de Naranjo dotarliśmy o godzinie 17. Czekaliśmy około 20 minut na przyjazd samochodu terenowego i powrót do Santo Domingo. W Santo Domingo zjawiliśmy się pomiędzy 17:30, a 18. Po paru minutach wyruszyliśmy w drogę powrotną do Bayamo. Naszym zdaniem trekking na Pico Turquino był jedną z najlepszych atrakcji podczas naszego pobytu na Kubie i możemy go bez wahania polecić. Więcej informacji na temat pasma górskiego Sierra Maestra i samego trekkingu można znaleźć na tej stronie. DZIEŃ 14 – CAYO SANTA MARIA, REMEDIOS, SANTA CLARAWydatki:Taksówka z Remedios do Cayo Santa Maria (w dwie strony) – 70 CUC (266 zł)bilet autobusowy Viazul z Santa Clara do Remedios – 2 x 7 CUC (53 zł)bici taxi z dworca w Santa Clara do centrum (w dwie strony) – 5 CUC (19 zł)Hostal Vista Park – 20 CUC (76 zł)Piwo – 2 x 2 CUC (15 zł)Mojito – 4 x CUC (38 zł)2 x obiad + sałatka + frytki – 19 CUC (72 zł)Karta internetowa ETECSA 1h – 2 CUC ( zł) Hostal Vista Park ADRES: Leoncio Vidal #1, Santa Clara 50100 Informacje praktyczne: Na wyspę Cayo Santa Maria dostać się można drogą poprowadzoną na grobli. Sam wjazd na wyspę jest darmowy, jednak decydując się na pobyt na Cayo Santa Maria musimy być przygotowani na spore koszty, z jakimi wiąże się taka wycieczka. Na wyspie nie ma casas particulares. Jesteśmy skazani na nocleg w luksusowych i naprawdę drogich hotelach. Alternatywą jest jednodniowy pobyt na wyspie i wykupienie „przepustki” na plażę hotelową, na której możemy spędzić cały dzień. Podobno w cenę wliczony jest posiłek. My zdecydowaliśmy się na jednodniowy pobyt na wyspie. Wyruszyliśmy dosyć późno, bo całą noc spędziliśmy w autobusie z Bayamo do Santa Clara. Jak się okazało, na wyspie został otwarty nowy hotel, o którym jeszcze zbyt wiele osób nie słyszało. Na dodatek pobyt na plaży owego hotelu był darmowy. Z tego właśnie powodu postanowiliśmy udać się właśnie tam. Naszym zdaniem największym problemem w wycieczce na wyspę za małe pieniądze jest brak możliwości dojazdu i powrotu autobusem tego samego dnia. Autobus Viazul dociera na wyspę o godzinie 14, a wraca zaledwie godzinę później. Alternatywą jest dojazd taksówką. My zdecydowaliśmy się na pewnego rodzaju kombinację. Dowiedzieliśmy się, że taksówkarze bardzo często naciągają turystów powracających z wyspy na ląd. Postanowiliśmy dojechać autobusem z Santa Clara do Remedios, gdzie poszukaliśmy taksówki, która zabrała nas na wyspę. Taksówkarz czekał na nas parę godzin przy plaży. W ten sposób uniknęliśmy ewentualnej zawyżonej ceny powrotnej z wyspy. Będąc na plaży zorientowaliśmy się, że miejsce było jeszcze na tyle mało popularne, że gdyby nie taksówka, która na nas czekała to prawdopodobnie nie mielibyśmy w ogóle jak wrócić. Jednodniowy wypad na legendarną kubańską wyspę okazał się naprawdę drogim przedsięwzięciem. A czy było warto? Raczej tak, ale siedzenie na hotelowej plaży chyba nie jest dla nas i naprawdę nie powinno to tyle kosztować W Santa Clara polecamy Hostal Vista Park. Za dobrą cenę (20 CUC – 76 zł dostaliśmy ogromny pokój znajdujący się na dachu budynku. Z zaaranżowanego tarasu mieliśmy znakomity widok na centrum miasta, a przede wszystkim Parque Leoncio Vidal. W Santa Clara poruszaliśmy się bici taxi łapanym na ulicy. DZIEŃ 15 – VARADEROWydatki:Taksówka z dworca w Varadero na lotnisko w Varadero – 18 CUC ( zł)bici taxi z centrum Santa Clara na dworzec – 2 CUC ( zł)bilet autobusowy z Santa Clara do Varadero – 2 x 11 CUC ( zł)Śniadanie w Hostal Vista Park – 2 x 5 CUC (38 zł)2 rumy + 5 cygar – EUR (111 zł)Domino – 10 EUR (42 zł) Lot powrotny do Polski Noc spędzona w samolocie do Brukseli Informacje praktyczne: Dworzec autobusowy Viazul w Varadero jest oddalony od lotniska o około 20km, mamy więc dwie możliwości dojazdu na lotnisko: 1. autobus Viazul relacji Varadero-Hawana lub Varadero-Viñales 2. taksówka. Tuż po wyjściu z dworca zostaniecie zasypani wyssanymi z palca ofertami taksiarzy, którzy zgodnie twierdzą, że oficjalna cena przejazdu to 35 CUC (133 zł)! Wystarczy oddalić się paręset metrów, aby znaleźć kierowcę, który zgodzi się nas zabrać za 18 CUC (68 zł). PROCENTOWY PODZIAŁ WYDATKÓW PODCZAS CAŁEGO POBYTU:TRANSPORT 29% 511 CUC (1942 PLN) na dwie osobyNOCLEG 15% 270 CUC (1025 PLN) na dwie osobyJEDZENIE 31% 550 CUC (2092 PLN) na dwie osobyATRAKCJE 25% 441 CUC (1677PLN) na dwie osoby 3357 PLN NA OSOBĘ + koszty przelotu ODWIEDZONE MIEJSCA: Podobne wpisy 32 komentarzy najstarszy najnowszy oceniany Inline Feedbacks View all comments Gosia 30 grudnia 2016 19:06 Pięknie, brawo dla Was! Pozdrawiam. Wspaniała relacja z podróży. Sama uwielbiam podróżować niestety na dzień dzisiejszy ograniczają mnie fundusze ale nie mogę się doczekać kolejnej podróży;) Autor Reply to Europaka Dziękujemy bardzo i życzymy wielu niezapomnianych podróży 🙂 Monika 6 lutego 2017 19:39 Hej, Musiala by fantastyczna przygoda w Nowej Zelandii, ale z tego co widze, bolesna dla portfela. Szkoda, ze nie zamiesciliscie rozliczen calosciowych, ale moze lepiej nie liczyc 😀 Mam pytanie co do kajakow Abel Tasman. Czy spotkaliscie przy wyspach pingwinki? Zastanawiam sie tez nad opcja z trekkingiem o 20 dolcow drozsza. Co polecacie? Pozdro Monia Autor Reply to Monika Cześć, patrząc na to co udało się zobaczyć w Nowej Zelandii to koszty były absolutnie zminimalizowane adekwatnie do jakości atrakcji. Niestety w przypadku lotów helikopterem, skoków na bungy i innych fajerwerków nie da się zaoszczędzić. Oczywiście podczas pobytu można wydać znacznie mniej pieniędzy rezygnując z wielu niezapomnianych wrażeń, ale jak wiadomo, Nowa Zelandia jest kolebką sportów ekstremalnych, więc warto zdecydować się na coś szalonego 🙂 Wytłumacz proszę co masz na myśli pisząc o całościowych kosztach. Na czerwonym pasku zamieściliśmy kwotę na jedną osobę 😉 Przy wyspach w parku Abel Tasman widzieliśmy foki. Zdecydowaliśmy się na freedom kayaking ze względu na… Czytaj więcej » Ja z kolei słyszałam, że na Kubie nie ma prywatnych plaż i możemy iść gdzie nam się podoba 🙂 Hotele AI na Cayo Santa Maria są jednymi z tańszych na Kubie (oczywiście jeżeli porównywać ceny do casa particular to jest znacznie drożej) – porównywałam ceny w różnych miejscach. Super, że udało Wam się tak tanio dojechać taxi z Viniales do Trinidadu. Ja również opisałam na blogu nasze Kubańskie przygody, więc w wolnej chwili zapraszam do odwiedzin 🙂 A relacja naprawdę wyczeprująca! Agata 22 sierpnia 2017 14:30 cześć, wybieramy się wlanie na Kubę, ale z dwuletnim synem i zaczynam się zastanawiać czy to dobry pomysł. jaką waluta sie posługiwaliście CUP czy CUC jak z dogadaniem się po angielsku? Autor Reply to Agata Hej, super! Myślimy, że nie będziecie mieć problemów 🙂 Posługiwaliśmy się niemal wyłącznie CUC, CUP przydadzą się Wam w paladares – lokalnych jadłodajniach (jeśli zamierzacie je odwiedzać). Z angielskim jest bardzo średnio, choć zdarzają się osoby, z którymi da się dogadać. Koniecznie zabierzcie przewodnik! Powodzenia! Agata 23 sierpnia 2017 08:36 Reply to Asia i Marek Bardzo dziękuję za szubką odpowiedź. A gdzie wymienialiście pieniądze na miejscu czy tu w Polsce? Myślicie, że na miejscu jest szansa na wynajęcie samodzielnie auta czy wchodzi tylko w grę auto z kierowcą? Autor Reply to Agata Pieniędzy w Polsce nie wymienicie. My wymienialiśmy na lotnisku w Varadero. Zabierzcie euro, bo na dolary amerykańskie nałożona jest 10% prowizja. Postarajcie się wymienić dokładnie taką kwotę, jaka będzie Wam potrzebna, gdyż potem może być problem z zamianą CUC na inną walutę. Odnośnie aut, nie jesteśmy w stanie nic doradzić, gdyż nie rozważaliśmy takiej opcji 🙁 Agata 23 sierpnia 2017 14:31 Reply to Asia i Marek My myślimy o tej opcji ze względu na syna, ale nie wiem jakie są możliwości wynajmy auta, czy akceptują nasze prawo jazdy jak z dostępnością paliwa dla turystów itp. Widziałam, że byliście na Kubie na początku października, my właśnie planujemy podobnie tzn. koniec września początek października. Trochę mnie przeraziliście tym huraganem. czy po tym było spokojnie, częste i duże opady? Autor Reply to Asia i Marek Informacje dotyczące auta na pewno znajdziecie w internecie lub kontaktując się z wypożyczalnią (jesteśmy niemal pewni, że potrzebne będzie międzynarodowe prawo jazdy). Przez cały nasz pobyt na Kubie była piękna pogoda 🙂 Emil 15 września 2017 19:49 Niesamowita relacja ! jest wszystko czego potrzeba do planowania, miejsca informacje praktyczne, ceny. Brawo ! takich ludzi nam trzeba 😀 ja wybieram się pod koniec października na Kubę na 3 tygodnie i wasza relacja to skarbnica wiedzy 🙂 Marta 20 listopada 2017 18:50 Cześć! Świetna relacja, super, że podsumowaliście każdy dzień i dajecie cenne wskazówki, a wszystko jest bardzo przejrzyście pokazane;) Mam pytanko, są dni gdzie jecie np tylko obiad, rozumiem, że kupowaliście jeszcze jakieś przekąski tak? Jeśli tak to czy stanowiły one jeszcze dużą część budżetu? I czy rezerwowaliście noclegi z wyprzedzeniem? Autor Reply to Marta Cześć Marto! Każdy wpis zawiera 100% naszych wydatków podczas wyjazdu. Rzeczywiście są dni, kiedy jemy bardzo mało, ale zapewniamy, że podczas intensywnego zwiedzania o jedzeniu nie myśli się tak często 🙂 Za każdym razem zabieramy z Polski sporo przekąsek (np. batonów zbożowych), które świetnie sprawdzają się jako kaloryczne śniadanie. Noclegów nie rezerwowaliśmy z wyprzedzeniem (oprócz pierwszego noclegu w Matanzas). Najczęściej gospodarze obdzwaniali swoich znajomych mieszkających w miejscowości, do której właśnie się udawaliśmy i załatwiali dla nas nocleg w ciągu 5 minut. Pozdrawiamy 🙂 Czesc, bardzo spodobala mi sie Wasza relacja. Mocno konkretna z potrzebnymi informacjiami 🙂 powiedzcie mi prosze, jak rezerwowaliscie noclegi. Na miejscu, czy jeszcze przed przyjazdem? Ktores z tych powyzej mozecie wyjatkowo polecic? lece na kube juz niedlugo i ciagle nie moge sie zdecydowac gdzie spac, co zobaczyc… wszytskiego sie niestety nie da 🙁 Autor Reply to Asia | Bardzo dziękujemy Asiu 🙂 Zarezerwowaliśmy wyłącznie pierwszy nocleg w Matanzas – Casa Marylin. Dlaczego akurat ten? Bo można było dokonać rezerwacji przez internet, a chcieliśmy mieć pewność, że po długiej podróży będzie na nas czekało miejsce do spania. Co do pytania o rezerwowanie noclegów, Noclegów nie rezerwowaliśmy z wyprzedzeniem (oprócz pierwszego noclegu w Matanzas). Najczęściej gospodarze obdzwaniali swoich znajomych mieszkających w miejscowości, do której właśnie się udawaliśmy i załatwiali dla nas nocleg w ciągu 5 minut. Wszystkie nasze noclegi były na podobnym poziomie i każdy z nich możemy polecić 🙂 Drewek 2 stycznia 2018 15:56 Relacja cudowna za miesiąc też wybieram się Kubę i na pewno skorzystam z waszych rad. Mam pytanie jakim aparatem robiliście fotki,jestem pod ich wrażeniem . pozdrowienia Ania Autor Reply to Drewek Dzięki Aniu 🙂 Na Kubie zdjęcia robiliśmy telefonem Samsung Galaxy S7. Marta 3 stycznia 2018 09:18 Cześć! za miesiąc wybieramy się na Kubę z 3latkiem i prawie roczniakiem. Powiedźcie jak wygląda trekking do wodospadu Salto del Caburni? Autor Reply to Marta Marto, szlak do wodospadu Salto del Caburni jest dość prosty i stosunkowo krótki. Przy zachowaniu ostrożności na stromych odcinkach nie powinniście mieć żadnego problemu. Uwaga – woda w naturalnym basenie jest bardzo zimna 🙂 I to jest konkret! Ceny nieco zaskakują, in minus, ale cóż zrobić, trzeba kombinować z CUP… Dzięki za cenne info, wkrótce się przydadzą. Pozdrowienia z Meksyku! Autor Reply to Lukasz | Gdzie są Kasperki Dzięki Łukaszu! Zapewne da się co nieco zaoszczędzić na jedzeniu stołując się w paladares. Powodzenia i życzymy ekstra podróży! 🙂 Na pewno skorzystamy z Waszego przewodnika po Atacamie 🙂 Kasia i Alek 25 lutego 2018 20:42 Gratulujemy relacji! Planujemy objazd Kuby także na własną rękę więc szukamy informacji. To najlepsza relacja na jaką natrafiliśmy. Bardzo pomocna. Dzięki. Kasia i Alek z Kielc Autor Reply to Kasia i Alek Bardzo nam miło 🙂 Jeśli macie jakieś pytania to piszcie do nas śmiało. Może zainteresują Was nasze inne relacje 🙂 Ilona 19 marca 2018 22:17 Świetny blog. Jeszcze nie widziałam tak dobrze zrobionego. Gratulacje! Autor Reply to Ilona Wielkie dzięki! 🙂 Gość 10 sierpnia 2018 15:39 Na 8 dni pobytu, które miejsca byście polecali do zobaczenia? Bo niestety nie uda się w krótszym czasie zobaczyć ich aż tylu. Autor Reply to Gość Hej, my na pewno nie zrezygnowalibyśmy z Hawany, Trinidadu, Viñales i trekkingu na Pico Turquino. Będąc na Kubie warto też zobaczyć jedną z karaibskich plaż. Cała reszta to kwestia gustu i czasu, jaki masz do dyspozycji. Edyta 23 stycznia 2019 00:20 Świetny blog! Mega fajnie napisane, super przedstawione wszelkie informacje. Z przyjemnością czytałam, mając na uwadze wyjazd w lutym na Kubę. Dziękuję 🙂 Autor Reply to Edyta Bardzo dziękujemy 🙂 Życzymy udanego wyjazdu. Basia 15 grudnia 2019 12:20 Bardzo praktyczny opis! A ogólnie obecnie jest z moich ulubionych blogów 🙂
Kuba była jednym z ostatnich krajów na świecie bez dostępu do internetu mobilnego. 6 grudnia 2018 roku, kilka dni po uruchomieniu pierwszej komercyjnej sieci 5G, Kuba uruchomiła internet mobilny w standardzie 3G. Chociaż na świecie operatorzy wyłączają już sieci 3G dla 11,4 miliona obywateli Kuby jest to duży skok technologiczny. Internet na Kubie W styczniu 2013 roku został uruchomiony podmorski kabel, który połączył Kubę z siecią internetową na świecie. W czerwcu rząd na Kubie uruchomił 118 salek internetowych dostępnych dla obywateli. Do tego czasu internet był reglamentowany i dostępny jedynie w hotelach, wybranych zakładach pracy czy w domach notabli partyjnych. W marcu 2014 roku uruchomiono dostęp do poczty elektronicznej na telefonach mobilnych. A w czerwcu 2015 roku uruchomiono sieć 35 publicznych hotspotów z dostępem do internetu. Otwarcie dostępu do internetu dla obywateli nie oznaczało odejścia od polityki kontrolowania przekazu. Po pięciu latach od udostępnienia szerszego dostępu do internetu w rankingu wolności prasy “Reporterzy bez granic” Kuba praktycznie nie zmieniła swojego miejsca. W 2013 roku była na 171 miejscu a w 2018 na miejscu 172 na 180 krajów analizowanych w raporcie. Wynika to z blokowania dostępu do stron krytykujących politykę władz na Kubie. Początki internetu na Kubie Od grudnia 2016 roku możemy mówić o szerszym dostępie do internetu. Ponieważ ETECSA, państwowy operator, ogłosił uruchomienie mobilnego szerokopasmowego dla jednej z dzielnic Hawany. Do września 2017 roku liczba takich łączy wzrosła do 60 tysięcy. Upowszechnianie dostępu do Internetu stale rosło na Kubie. W 2018 roku liczba sal internetowych wzrosła do 670. Ponieważ normalnym widokiem na Kubie byli ludzie gromadzący się na placach z hotspotami ich liczba również wzrosła. Pod koniec 2018 roku liczba otwartych stref z dostępem do internetu przekroczyła 1200 hotspotów. Kuba uruchamia internet mobilny Jednak największa rewolucja internetowa dopiero się rozpoczyna. Od 6 grudnia 2018 roku wszyscy użytkownicy telefonów komórkowych na Kubie zyskają dostęp do mobilnego internetu. Pomimo rosnących miesięcznych dochodów Kubańczyków, od 16,38$ w 2007 do 29,60$ w 2016, koszty dostępu do internetu będą dla nich znaczące. Za pakiet 600 MB będą musieli zapłacić około 7$. Dla porównania w Polsce w ofercie przedpłaconej za pakiet nielimitowanych rozmów, SMSów oraz 10GB danych zapłacimy w przeliczeniu trochę ponad 7$. Za najwyższy pakiet 4GB Kubańczyk będzie musiał zapłacić 30$. Co jest równowartością średnich miesięcznych dochodów na Kubie. Jeżeli popatrzymy na historię telefonii komórkowej na Kubie, to zobaczymy, że pomimo wysokich cen stała się bardzo popularna. W 2007 roku było około 200 tysięcy klientów usług mobilnych ale już w 2017 roku ich liczba wzrosła do 4,6 milinów. Tylko w samym 2017 roku liczba klientów przyrosła o ponad 600 tysięcy. Wraz z rosnącymi dochodami Kubańczyków smartfony będą zyskiwały na popularności. Infrastruktura 3G na Kubie 789 BTS66% populacji
internet na kubie 2017